top of page

“Zmaganie Jakuba z Bogiem”

   Urodziłem się w tzw. rodzinie katolickiej. Nie było w niej jakiś wielkich religijnych wzlotów. Ja natomiast zawsze miałem pociąg do spraw religijnych. Siostra śmiała się ze mnie, że chodzę ze złożonymi rączkami. Nie bawiłem się jednak w odprawianie Mszy św., dlatego może nie zostałem do dziś księdzem:)

   Ważnym wydarzeniem było dla mnie stwierdzenie katechetki, które usłyszałem w 8 klasie, miałam wówczas 14 lat. Siostra na religii powiedziała, że dobrze byłoby chodzić na Mszę św. w tygodniu. Zacząłem regularnie uczęszczać na Eucharystię i robię to do dnia dzisiejszego, a mam już 44 lata. Nie stałem się przez to, co prawda, lepszy, ale i nie stałem się też gorszy, co z całą pewnością jest łaską od Boga.

  Całe życie czuję się głęboko związany z Kościołem. W najtrudniejszych momentach wiedziałem, że tam odnajdę wewnętrzny pokój. Bardzo mnie boli jak ludzie, których kiedyś widziałem w Kościele odeszli, a ich wypowiedzi są często antykościelne. Staram się być posłuszny Kościołowi np. zachowuję sierpniową abstynencję ze względu na obraz, który mi został z dzieciństwa. Obraz mężczyzn przysięgających ze względów politycznych zaprzestanie picia, a po latach powracających do tego procederu.

   W młodości jeździłem na rekolekcje powołaniowe. Z jednej strony nic z tego nie wynikało, czym byłem w pewnym sensie zmartwiony, ale do dziś mam obraz np. z Bydgoszczy z 1995 r. Przeżyłem tam stan błogości i pokoju, choć na co dzień byłem wówczas bardzo spięty wewnętrznie.

   W pewnym momencie dotarło bardzo mocno do mojej świadomości, że poświęcam tyle czasu na rekolekcje, a nie widzę owoców. Czułem swego rodzaju rozczarowanie. Postanowiłem skierować swoją uwagę na kobiety. Ale w tym obszarze też nie miałem wyraźnych osiągnięć. Wpadłem w stan apatii. Pytałem Boga co mam robić? Zaczął się okres wewnętrznego przymusu. Czułem, że muszę jakoś zadecydować o dalszym kształcie mojego życia. Na problemy duchowe nałożyły się psychiczne i fizyczne jak również problemy z ukończeniem szkoły. W końcu na dłużej zatrzymałem się w Ruchu Rodzin Nazaretańskich, co niestety doprowadziło mnie do kolejnych kryzysów.

   Do dziś jestem osobą poszukującą, ale obecnie myślę, że być może Bóg po prostu prowadzi mnie drogą pod tytułem: Nie widzę. Obecnie jednak potrafię w pełnym stopniu tę drogę zaakceptować. Bóg nie przychodzi do mnie ze światłem, z konkretnymi rozwiązaniami, za to potrafi działać w moim życiu bardzo skutecznie i spektakularnie, zwłaszcza w obszarze oczyszczania mnie. Na przykład rozpoczął się we mnie proces przebaczenia  wewnętrznego. Przeklinałem niektóre osoby. W pewnym momencie postanowiłem za każde przekleństwo wrzucać 10 zł do skrzynki dla ubogich. W przeciągu krótkiego czasu zorientowałem się, że stracę wszystkie pieniądze, jak tak dalej pójdzie. Byłem przerażony.  Ale Bóg przyszedł z łaską łez i niektórych moich “wrogów” po tym doświadczeniu ucałowałem w dłonie.

   Ważną osobą na mojej drodze duchowej jest s. Faustyna Kowalska. W latach 90 pracowałem w TVP. Mówiąc delikatnie panował tam klimat dość swobodny. Nie odpowiadał on mi, więc w wolnych chwilach czytałem Dzienniczek s. Faustyny. W pewnym momencie dowiedziałem się, że będę pracował przy filmie jej poświęconym. Wiele lat później, pośrednio znalazłem przez nią zatrudnienie. Zatrudniła mnie najbliższa jej rodzina.

  Tak w skrócie mogę opowiedzieć o mojej drodze duchowej. Wiem, że nie jest to skończona historia i że wiele jeszcze przede mną trudnych oczyszczeń, ale wierzę, że i pięknych chwil z Bogiem.

Paweł Tędziagolski

"Zmaganie
Jakuba z Bogiem"
21.08.2017
bottom of page