top of page
1. Opowiastka (4)
19.02.2019 
2. Opowiastka (3)
18.04.2017
3. Opowiastka (2)
03.02.2017
3. Bajka
  11.01.2017
4. Opowiastka (1)
11.01.2017

Opowiastka (4)

 

Radość!

To pierwsze, co poczuła, kiedy uświadomiła sobie, że jest.

- Żyję i  Radość Pana jest we mnie - pomyślała .

Otworzyła oczy… i zobaczyła tę właśnie radość w oczach kogoś kto na nią patrzył.

Ten ktoś wykrzyknął.

- O!  Ty też masz w sobie Jego radość!

Miała ochotę wykrzyknąć to samo, więc uśmiechnęła się rozbawiona.

Popatrzyła na niego i na siebie. Wyglądali podobnie, choć nieco się różnili.

 

Jestem, Jestem… Słyszeli Głos Pana – Źródło radości.

– jestem, jestem… powtarzali z radością.

 

Jego Głos odsłaniał przed nimi coś jeszcze. Zwracał się  bezpośrednio do każdego

z nich:

 

- Jestem dla ciebie.  Dla ciebie jest moja czuła i serdeczna miłość.

 

Słuchając tych słów, odczuli tę miłość w sobie i zwrócili się do Niego z tą właśnie serdeczną miłością.

Potem spojrzeli wzajemnie na siebie.

- jestem dla ciebie…

- jestem dla ciebie….

To było coś więcej niż radość!

 

Poczuli Jego Powiew. Łagodnie gładził  ich włosy i twarze. Był Dobry.

A oni przyjmowali Jego Dobroć.

W pewnej chwili Powiew stał się mocniejszy i wyraźnie ku czemuś ich prowadził.

Był Światłem i w tym świetle widzieli coś nowego.

Tyle kolorów! To były też Jego stworzenia! Niektóre z nich miały wspaniały zapach.

Dotykali ich delikatnie.

Każde z tych stworzeń miało w sobie coś od Niego. To budziło ich szacunek.

Jego Światło było we wszystkim co widzieli.

Wędrowali, trzymając się za ręce, szczęśliwi Jego obecnością i światem,

który stworzył.

Powiedział, że powierza im ten świat, aby nad nim panowali i pielęgnowali jak ogród.

Czynili to z radością każdego dnia, ciesząc się nowymi pomysłami, które przychodziły im do głowy, tym że mogli je realizować i pracować dla dobra stworzeń. A świat stawał się coraz piękniejszy!

 

Najbardziej jednak cenili sobie te chwile, kiedy mogli usiąść przed Panem i wsłuchać się w Słowa Jego Serca:

- Jestem dla ciebie….

A potem wypowiedzieć swoją odpowiedź  serca:

- jestem dla Ciebie…

-------------------------

 

Któregoś dnia Pan Życia skierował do nich prośbę.

- Jeśli kiedyś usłyszycie słowa, w których nie będzie mojego światła, proszę

nie słuchajcie ich, nie bierzcie ich do serca. One nie są dla was. Zatrują was.

Zabiorą wam radość i miłość.

Nie potrafili sobie wyobrazić, co to mogłyby być za słowa, w których nie byłoby Światła Pana i jego Miłości, ale zapamiętali tę prośbę.

 

Nadszedł jednak taki dzień, w którym kobieta zdziwiona jakimś wewnętrznym poruszeniem zwróciła się do mężczyzny.

- Czy ty też słyszysz tę myśl?

- Chodzi ci o tę myśl, w której nie ma światła? Pojawiła się we mnie. – stwierdził

  mężczyzna.

- Brzmi:  dla mnie? – dopytywała kobieta.

- Tak. Brzmi: - dla mnie.

- Dlaczego nie ma w niej światła? – zastanawiała się kobieta. – Przecież  wygląda

  na całkiem miłą. Przyjemnie byłoby mieć coś dla siebie.

- Posiadać? Coś lub kogoś , dla siebie? – podchwycił mężczyzna.

- Właśnie!

Kiedy wypowiedziała te słowa, poczuła jednocześnie lekki Powiew,  

który pogładził jej dłoń i przypomniał Słowa: „- Jestem dla ciebie….”. 

W tych  Słowach było oddanie, zapraszające do wzajemnego oddania.

Nie chciała ich jednak   słuchać. Wzięła już do serca słowa bez światła.

Chciała posiadać.

- Na przykład to! – kobieta wypowiadając te słowa wzięła do rąk jedno ze stworzeń.

- Jest moje! – mówiąc to ściskała je mocno i wyglądała na zadowoloną.

Tylko radość w niej przygasła.

Mężczyzna, patrząc na kobietę pomyślał:

- Pan cały jest Dawaniem. A to jest coś innego. To niepodobne do Niego.

Zaraz potem jednak pojawiła się myśl. – A dlaczego jednak nie wziąć dla siebie?

Nie odrzucił tej myśli.

-Biorę sobie ciebie na własność! –powiedział do kobiety.

- Nie! - krzyknęła . Mężczyzna jednak, ogarnięty  chęcią posiadania, nie zważał  

na jej krzyk.

 

- Nie ma już miłości.- powiedziała kobieta.

- Nie ma też radości. – dodał mężczyzna.

 

 

- Dzieci! – usłyszeli znajome, dobre wołanie.

- Jest Pan! – oboje razem powiedzieli to z nadzieją.

 

Jolanta Bajcer

Częstochowa, luty 2019

 

Opowiastka (3)

 

Wiał ciepły, łagodny wiatr. Było jeszcze ciemno. Słychać było jak fale morskie uderzają o brzeg morza.

Na plaży siedział mężczyzna. Przyszedł tu wcześnie, nad ranem. Był sam i właśnie tego teraz potrzebował. Patrzył w kierunku morza.

Jego myśli krążyły wokół ostatnich wydarzeń .

 

Wczoraj wieczorem żona powiedziała mu, że nosi w sobie nowe życie.

Ich dziecko. Ucieszył się. Długo na nie czekali.

W nocy nie mógł zasnąć. Radość, którą odczuł dowiadując się o dziecku, zaczęła zamieniać się

w pytania, których wcześniej nigdy sobie nie stawiał. To te pytania nie pozwalały mu na sen.  

Kiedy była już trzecia nad ranem, wstał. Pocałował delikatnie żonę. Obudziła się i uśmiechnęła się do niego.

- Jeszcze ciemno. Dlaczego wstałeś? – zapytała.

- Idę  nad morze, zobaczyć wschód słońca. – mówiąc to, popatrzył na nią pytająco, czy zechce wybrać się razem z nim.

Wynajmowali letni domek niedaleko morza i chciał z tego skorzystać. Kobieta westchnęła.

- Ja jeszcze pośpię.

Pomyślał, że to nawet dobrze. Chciał pobyć trochę sam.

 

Siedział tu teraz na plaży, a pytania, które stawiał sobie w nocy, wróciły.

 „Noszę w sobie nowe życie” – w myślach wracał do słów żony. Tak się wyraziła.

Nowe życie. To te słowa obudziły w nim pytania.

Powiedziała to w taki sposób jakby otrzymała Dar. I widać było, że tak właśnie to przeżywa. On też poczuł się obdarowany. Mało brakowało a zapytałby:

 - Jak to się stało?

Całe szczęście, że nie powiedział tego głośno. Mogłaby go źle zrozumieć. Wiedział przecież jaki miał w tym udział. Miał świadomość tego jak poczyna się nowy człowiek i jak rozwija się, zanim się urodzi. A jednak czuł się obdarowany i jednocześnie zdziwiony prawdą tego obdarowania.

To dlatego na usta cisnęło mu się pytanie:  Jak to się stało?

Kto nas obdarował? Kto jest Dawcą  życia?

Przecież nie wymyślił tego żaden człowiek!

Głęboko poruszony tymi pytaniami,  wstał. Był zdumiony mądrością, którą w tym zobaczył. Czyja to mądrość?

 

Zaczynało się rozwidniać. Działo się to w taki łagodny sposób, który nie raził jego oczu. Powoli

i delikatnie rozjaśniał się świat.

Odczuł to tak, jakby ktoś dbał o jego oczy.

- Dziękuję. – powiedział spontanicznie i zaraz zreflektował, że przecież nie wie Komu dziękuje.

Patrzył na wschodzące słońce. Widok, który miał przed sobą poruszył go głęboko.

- To jest wspaniałe! - wykrzyknął w zachwycie. - Jak Ty to zrobiłeś?

Zorientował się, że w jakiś nowy, a jednocześnie zupełnie naturalny sposób zwraca się wciąż

do Kogoś Kto to wszystko pomyślał i zrobił.

Czuł się z tym dobrze. Jakby wreszcie, coś najbardziej istotnego w nim, odsłoniło się i znalazło swój wyraz.

Wtedy w oddali zobaczył kobietę. Szła brzegiem morza w jego kierunku. Serce zabiło mu

z radości, kiedy  rozpoznał, że to jego żona. Szła boso z przyjemnością zanurzając stopy

w wodzie.

- Jest taka mała i bezbronna wobec tego ogromu morza – pomyślał.

Ona idąc też spojrzała na morze.

- Jest takie ogromne - pomyślała – a pomimo to czuję się bezpiecznie.

Fale dopływają tylko do pewnej odległości.

- Ty też jesteś bezpieczne – ucieszyła się mówiąc do maleństwa, które nosiła w sobie.

Jednocześnie z tym poczuciem bezpieczeństwa przyszła wdzięczność, że tak jest. Chciała ją komuś  okazać, ale nie wiedziała komu.

Nosiła w sobie nowe życie. Czuła się tym obdarowana i maleńka wobec wielkości tego Daru. Nowy człowiek rozwija się w niej. Niesie go w sobie i jest szczęśliwa, że może w ten sposób służyć swojemu maleństwu. - Czy jednak tylko jemu? – pojawiło się w niej pytanie.

- Nie mam wpływu na to, w jaki sposób ono się we mnie rozwija - uświadamiała to sobie coraz wyraźniej.

- Przecież to jest cud, to cud nowego życia – mówiło jej serce.

Położyła dłoń na brzuchu, chcąc w ten sposób dotknąć swojego dziecka  - Jesteś cudem – wyszeptała zachwycona

- Czyim cudem? – szukała odpowiedzi.

Nie znajdowała jej, ale tak bardzo potrzebowała wyrazić swój zachwyt i wdzięczność, że unosząc dłonie do góry i zwracając twarz ku niebu wykrzyknęła z całego serca: - Dziękuję Ci za życie!!!

I wtedy poczuła, że On ją usłyszał!  I że Dawca Życia cieszy się razem z nią!

Nie umiałaby tego wytłumaczyć, ale wiedziała, że tak jest na pewno.

Przez chwilę zaniepokoiła się, czy mąż zrozumie tę jej radość i wdzięczność.

Podchodził do niej rozradowany. Słyszał jej okrzyk wdzięczności.

Ze zdumieniem zobaczyła, że nie jest zaskoczony.

- Też do Niego mówiłem – wyznał jej.

- On jest …- brakowało mu słów, by wyrazić to co czuł.

Wiatr powiał mocniej i chwycili się za ręce.

Teraz już wiedzieli.

Unosząc w górę złączone dłonie zawołali razem: - Ojcze nasz!

 

Jolanta Bajcer

Opowiastka (2)

 

Błękitne niebo rozpościerało się nad doliną, która była porośnięta lasem.

To był dość gęsty las. Do tego stopnia gęsty, że aż trudno było się w nim poruszać.

Krzewy, które tu rosły miały ostre kolce. Idąc, nie udawało się ich uniknąć.

Leśny człowiek, który od dłuższego czasu przedzierał się tędy, patrzył na swoje ręce i nogi

mocno już poranione. Niektóre rany były bardzo głębokie i to go martwiło.

Chciało mu się pić.

W pewnej chwili usłyszał w oddali szum wody. Przyspieszył kroku, by do niej dotrzeć i wtedy poczuł, że traci grunt pod nogami i osuwa się w dół. To była jama w ziemi, którą ktoś wykopał. Spadając, mocno się potłukł i trudno mu było się poruszyć. Wołał o pomoc, ale jak zwykle

nikt nie odpowiedział. Zanim udało mu się wydostać, minęło dużo czasu.

Kiedy obolały, uszedł jeszcze kawałek, z trudem przedzierając się przez zarośla, poczuł głód

i sięgnął po torbę z pożywieniem. Wtedy zorientował się, że jej nie ma. Pewnie zgubił ją,

gdy spadał do jamy. Wiedział, że nie da rady jej już odnaleźć.

Był zmęczony, poraniony, głodny i samotny. Miał już tego dość. Spojrzał w niebo. Może stamtąd przyjdzie pomoc? Jednak ten, który był w Niebie jeszcze nigdy mu nie odpowiedział. Tym razem też była cisza.

Rozgoryczony, coraz wyraźniej czuł jak wzbiera w nim złość.

Przedzierając się dalej przez raniące krzewy, co jakiś czas wykrzykiwał z pretensją i oburzeniem:

- To Twoja wina, to Twoja wina, że mnie wpakowałeś do tego lasu! Zobacz, jakie mi  dałeś warunki do życia! Przecież tu się w ogóle nie da żyć! Siedzisz sobie  tam w Niebie i patrzysz obojętnie na to, jak ja się tu męczę!

Ooo! – krzyknął jeszcze głośniej, bo właśnie uderzył głową w drzewo.

Gdyby tylko w drzewo, to nie byłoby tak źle, ale uderzył w coś ostrego, co z tego drzewa wystawało. Kiedy otarł zakrwawioną twarz, przyjrzał się temu, w co uderzył.

Ostry gwóźdź. Stopy.

Podniósł głowę wyżej.

To Człowiek. Wisi, przygwożdżony do drzewa.

Leśny patrzył, oniemiały.

Człowiek na drzewie nie mógł się w ogóle poruszać. Bardzo cierpiał. Jego Ciało było całe poranione.

- Temu Człowiekowi już nie da się pomóc – pomyślał.

Kiedy tak stał, bezradny, patrząc w poranione Ciało Przybitego, że zdumieniem odkrył,

że Cierpiący Przybity ma na sobie także jego własne rany!

Zdziwiony ulgą, którą poczuł, podniósł wzrok i ich spojrzenia spotkały się.

Przybity Człowiek patrzył na niego ze współczuciem. To było spojrzenie Kogoś, kto go dobrze

i od zawsze zna.

Jeden jest tylko Ten, kto mnie w ten sposób zna – pomyślał.

W tym spojrzeniu widział, że On odczuwa każdy jego ból, samotność, łzy, każde przedzieranie się przez zarośla.

- Co Ty tu robisz? – zapytał – Nie jesteś w Niebie?

- Jestem z Tobą – usłyszał w odpowiedzi.

 

---------

W tym gęstym lesie była też duża polana.

Tego dnia bawiło się na niej dwoje dzieci. Wciąż jednak coś zakłócało ich wspólną zabawę.

Jedno patrzyło na Drugie, które bawiło się swoimi wspaniałymi zabawkami.

- Ty masz lepsze zabawki, a ja mam gorsze! – skarżyło się. - Też bym chciało takie mieć jak twoje!

- Ale nie masz! A ja Ci moich nie dam! – odpowiedziało Drugie, zagarniając zabawki do siebie.

Jedno poczuło się urażone i w odpowiedzi dumnie wykrzyknęło:

- A ty nie masz takich pięknych włosów jak ja! Moimi wszyscy się zachwycają!

Drugiemu wyraźnie sprawiło to przykrość. Nie tylko włosy miało marne. Było także grube.

Znalazło jednak coś, czym mogło się poszczycić i jednocześnie dopiec Jednemu.

- Za to ty masz ubranie do niczego! Ja bym się wstydziło w czymś takim chodzić! – wykrzyknęło.

 

Jedno faktycznie zawsze czuło się gorzej ubrane od innych i nieraz z tego powodu się wstydziło.

Nie dało jednak tego poznać po sobie.

Zaczęło podskakiwać wysoko. Było wysportowane i bez trudu pokonywało różne przeszkody

na polanie.

Drugie mogło tylko stać i patrzeć. Wiedziało, że tak skakać nie potrafi.

Wspólna zabawa w tej sytuacji była niemożliwa.

 

W pewnej chwili dał się słyszeć jakiś szelest. Obróciły się w tym kierunku.

- A, to co? – tym razem wspólnie wykrzyknęły Jedno i Drugie.

- Jestem Trzecie. – cichym głosem odezwało się dziecko, które dopiero teraz przyszło.

Stało niepewnie, ponieważ jego nóżki nie były równej długości.

- Jak Ty wyglądasz! – z wyższością w głosie odezwało się Jedno, dotykając przy tym swoich pięknych włosów.

- Jesteś po prostu brzydkie! I w dodatku jedną nogę masz krótszą. Z takimi nogami na pewno

nie potrafisz skakać. Jesteś nic nie warte!

  Po tych słowach Jedno odwróciło się plecami do Trzeciego i wzruszając ramionami oddaliło się podskakując.

  Drugie patrzyło uważnie na Trzecie.

A co Ty masz? – zapytało.

Trzecie spojrzało na swoje puste ręce.

- Nie mam nic. – odpowiedziało.

Drugie popatrzyło z dumą na swoje wspaniałe zabawki.

To po co tu stoisz?- odezwało się z pogardą w głosie. - Nie jesteś potrzebne! Jak nic nie masz,

to nie jesteś nic warte!

Po tych słowach Drugie odwróciło się i zabierając swoje zabawki, odeszło.

Trzecie zostało samo.

Czuło się nic nie warte, nikomu niepotrzebne, gorsze i brzydkie.

Usiadło, zamykając oczy i kurcząc ramiona.

- Po co ja w ogóle żyję? – myślało.

Kiedy tak siedziało, skurczone i bezwartościowe, w pewnej chwili poczuło na sobie czyjś wzrok.

Bało się otworzyć oczy, żeby znowu nie zobaczyć wykrzywionej pogardą i poczuciem wyższości twarzy. Drżało z lęku, że za chwilę usłyszy złe, raniące słowa.

Jednak Ten, który był przy nim nic nie mówił.

Trzecie poczuło, że położył swoją dłoń na jego główce. W pierwszym odruchu chciało się cofnąć, jak przed uderzeniem, ale ten dotyk był taki… dobry. Dawał poczucie bliskości Kogoś dla kogo Trzecie jest bardzo ważne i drogie.

- Ale ja nic nie mam! – wykrzyknęło z lękiem, ponieważ bało się, że jeśli nic nie ma, to nie zasługuje na to , by być kimś ważnym i drogim w oczach Tego, który przy nim był.

- Masz Mnie. – usłyszało w odpowiedzi.

Jednocześnie Dobry, swoją dłonią dotknął delikatnie jego rączki.

Trzecie, jeszcze wciąż z zamkniętymi oczyma, chwyciło tę dłoń, bojąc się, że się oddali.

Wtedy poczuło jak Dobry bierze je na ręce, podnosi i przytula do swojego serca.

- Ale ja nic nie potrafię! – I nie umiem skakać! – I jestem brzydkie!  - poskarżyło się.

- Popatrz mi w oczy. - poprosił ciepło Ten, który był z nim.

Trzecie poczuło, że bardzo tego potrzebuje. Otworzyło oczy i ich spojrzenia spotkały się.

Dziecko ze zdumieniem odkryło, że jest przez Niego upragnione.

Pod wpływem tego spojrzenia, zobaczyło w sobie piękno, którego nawet nie przeczuwało.

Było w ramionach tego, który je kochał. Po raz pierwszy w życiu – szczęśliwe.

Miłość, którą zostało ukochane, coraz bardziej wypełniała małe serduszko.

Poczuło w sobie pragnienie, które zaczęło je rozpalać.

- A Jedno i Drugie? – zapytało – tak bym chciało, żeby one też….

Ten, który przy nim był, uśmiechnął się.

I wtedy Trzecie zobaczyło w Jego oczach, że On z taką samą miłością patrzy na Jedno i Drugie.

 

    Jolanta Bajcer

Bajka

To było we wtorek po południu.

Znaleźli się nagle w wielkiej, pięknej komnacie, oświetlonej łagodnym jasnym światłem.

Towarzyszyło im wewnętrzne odczucie, że za chwilę  ma się tu wydarzyć coś bardzo ważnego.

Popatrzyli na siebie.

Nie musieli się sobie przedstawiać. Wiedzieli kim kto jest.

Wdzięczniś, Naprawiacz, Mędrek, Dający i Zero.

To wewnętrzne odczucie oczekiwania na coś ważnego, powoli przeradzało się

w pewność obecności wśród nich Kogoś, kto emanował tak głęboką życzliwością, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyli.

To była życzliwość, której nic nie mogło zachwiać ani zmienić.

Prawdę tej życzliwości przyjmowały teraz ich serca. Poczuli się bezpiecznie.

I wtedy Go zobaczyli!  Zobaczyli swojego Króla!!!

To On, ich Król patrzył na nich z tą prawdziwą życzliwością, która dawała im całkowite poczucie bezpieczeństwa.

 

   Pierwszy poruszył się Wdzięczniś i wykrzyknął:

- Panie, to Tobie przecież służyłem całe moje życie! Tyle było w moim sercu wdzięczności za to co mi dawałeś!  Tak bardzo cieszyło mnie życie, ludzie, przyroda, świat cały! Każdego dnia umiałem znaleźć coś, z czego mogłem się cieszyć.

Inni ludzie uczyli się tego ode mnie.

Panie, życie które mi dajesz jest piękne! Tak bardzo Ci za nie dziękuję!

   Król słuchał i patrzył serdecznie na Wdzięcznisia, ciesząc się jego radością.

Jednak w oczach Króla widoczne było też zasmucenie.

Nie wiadomo  -  dlaczego?

  Dający, chcąc pocieszyć króla zaczął mówić:

- Panie, całe moje życie służyłem innym ludziom, starałem się nieść im pociechę, zrozumienie, wiedzę o Tobie. Wszystko to po to  żeby mogli lepiej i piękniej żyć

na Twoją chwałę. Poświęcałem na to dużo czasu. Modliłem się za nich

i podejmowałem umartwienia. Zrobiłem dużo dobrego dla Ciebie Panie!

  Król słuchał i patrzył z wielką miłością na Dającego. Widać było, że całym sercem docenia

i cieszy się tym dobrem, które Dający przekazywał.

Jednak w oczach Króla widoczne było też zasmucenie.

Nie wiadomo  -  dlaczego?

  Mędrek pomyślał, że może uda mu się pocieszyć Króla opowiadaniem o tym,

jak wykorzystywał w życiu daną mu mądrość. Zaczął więc mówić:

- Królu, tak bardzo dziękuję Ci za mądrość, którą mi dałeś. Dzięki niej potrafiłem wytłumaczyć zbłąkanym ludziom, prawie każdą zawiłość ich życia. Znajdowałem odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Pomagałem im zobaczyć prawdę i lepiej żyć.

  Król słuchał i patrzył z serdeczną, ciepłą miłością na Mędrka i cieszył się tym dobrem,

o którym Mędrek Mu opowiadał.

Jednak w oczach Króla widoczne było też zasmucenie.

Nie wiadomo  -  dlaczego?

  Naprawiacz poczuł, że teraz jego kolej.

- Królu –powiedział- dziękuję Ci, że dałeś mi taką zdolność, by naprawiać to, co inni zepsuli. Zawsze wiedziałem, że potrafię zrobić coś lepiej od innych. I dlatego, kiedy tylko mogłem naprawiałem ich błędy i to co popsuli. I wciąż zachęcałem do tego, by się poprawili, by byli lepsi i lepiej Tobie służyli.

  Król słuchał i patrzył na Naprawiacza z ogromną miłością.

Jednak w oczach Króla widoczne było wciąż zasmucenie.

Nie wiadomo  -  dlaczego?

  Teraz Naprawiacz, Mędrek, Dający i Wdzięczniś popatrzyli na Zero.

W ich spojrzeniu widać było współczucie. Zero przecież nie ma nic.

Bardzo szybko jednak, to współczujące spojrzenie zaczęło zmieniać się w ogromne zdumienie.

Zero bowiem, wpatrzone było cały czas w Króla i promieniało, coraz to większym szczęściem.

Król też patrzył teraz na Zero i wyraźnie zachęcał je by coś powiedziało.

Z głębi serca Zera, Król usłyszał słowa:

- Królu,  jestem Zero. Nie mam nic. Nigdy nic nie miałem.  

Tu Zero zarumieniło się, tak jakby nie do końca powiedziało prawdę.

Jednak pod wpływem spojrzenia króla ośmieliło się i przyznało:

-Miałem jedno , tylko jedno pragnienie.

Całe moje życie pragnąłem zobaczyć Ciebie Królu! I teraz patrzę na Ciebie!

Patrzę na Ciebie i jestem takie szczęśliwe, zupełne Zero!

  W oczach Króla nie było już zasmucenia.

Już wiadomo dlaczego

 

Jolanta Bajcer

Opowiastka (1)

Tego ranka słońce łagodnie oświetlało ścieżkę, która wyraźnie gdzieś prowadziła.

Po ścieżce ktoś szedł zdecydowanym krokiem. Widać było, że ma do załatwienia ważną sprawę. Szedł do Tego, który może mu pomóc, a potrzeba uzyskania pomocy całkowicie wypełniała jego serce.

Z tym co go spotkało w życiu nie potrafił sobie sam poradzić.

Miał nadzieję, że Ten który wszystko może wysłucha go. Wyobrażał sobie jakich użyje słów, jakich argumentów aby otrzymać to, o co chce prosić.

W pewnym momencie jednak zwolnił, ponieważ poczuł się dziwnie nieswojo.

Jakby szelest traw rosnących wzdłuż ścieżki coś do niego mówił.

Przystanął.

Teraz już słyszał wyraźnie słowa, które brzmiały jak serdeczne zaproszenie.

- Ta ścieżka prowadzi do Spotkania.

To go zaskoczyło.

Szedł przecież, żeby załatwić tę jedną konkretną sprawę. Uzyskać to, o co mu chodziło

i wrócić. A tu – ten serdeczny głos, który zaprasza do Spotkania.

Poczuł, że potrzebuje usiąść na chwilę przy ścieżce, by zastanowić się nad tym co usłyszał.

Z zadumy wyrwał go ktoś Drugi, kto pojawił się na ścieżce.

Już z oddali słychać było, jak coś do siebie głośno mówi.

Po chwili dało się usłyszeć, jak powtarza sobie punkt po punkcie, jak ma się zachować,

co powiedzieć i co zrobić gdy dojdzie do celu.

Całe jego życie polegało na wypełnianiu zadań, do których czuł się zobowiązany.

Zawsze kiedy wykonał dobrze, to co uważał za swój obowiązek, odczuwał zadowolenie

i pewną ulgę.

Teraz szedł by wykonać zadanie, które nazywał modlitwą. Kończąc swój monolog

poprzez który przygotowywał się do modlitwy stwierdził :

- Gdy to wszystko zrobię – zadanie będzie wykonane i będę zadowolony z siebie.

Właśnie wtedy, gdy Drugi skończył wypowiadać te słowa, zobaczył siedzącego przy ścieżce Pierwszego.

- Co tak bezczynnie siedzisz? Nie masz co robić?

Drugiemu te pytania wyrwały się prosto z serca, zanim zdążył pomyśleć.

Pierwszy zbyt był przejęty szelestem traw by zwrócić uwagę na zaczepkę,

więc odezwał się spokojnie.

- Posłuchaj, bo może usłyszysz to, co ja słyszę.

Drugi poczuł się tak zaskoczony tą propozycją, że zamilkł na chwilę.

I wtedy usłyszał najpierw piękny śpiew ptaków, potem szum wiatru w gałęziach drzew,

a potem ten szelest traw, który układał się w słowa serdecznego zaproszenia:

- Ta ścieżka prowadzi do Spotkania.

Drugi aż usiadł ze zdumienia obok Pierwszego. Po chwili odezwał się.

- Pierwszy, możesz mi powiedzieć po co szedłeś tą ścieżką?

Pierwszy całkiem szczerze mu odpowiedział.

- Szedłem, żeby poprosić Tego Który Jest i wszystko może, o to, żeby mi pomógł

  i spełnił moją prośbę.  A trawy szeleszczą, że ta ścieżka prowadzi do Spotkania.

  Drugi, czy Ty wiesz może co to jest Spotkanie?

- Spotkanie z Tym Który Jest? – chciał się upewnić Drugi.

- Tak. – potwierdził Pierwszy -   Jeśli pójdę tą ścieżką to ona mnie doprowadzi

  do Spotkania z Tym Który Jest.

-Ciebie? A kim ty jesteś?  -wykrzyknął Drugi.-  za kogo ty się uważasz?! Myślisz,

  że Ten Który Jest będzie chciał z tobą  rozmawiać?! Myślisz, że jesteś ode mnie

  lepszy, bo jesteś Pierwszy?

 Zobacz jak ty wyglądasz! Nie umiesz sobie poradzić w życiu, a chcesz Spotkania

 z Tym Który Jest?

-A ty w ogóle nie nadajesz się do Spotkania! –odparował Pierwszy- Czy ty

 cokolwiek czujesz? Wypełniasz tylko swoje punkty, swoje zadania, żeby być z siebie zadowolonym!

Wzajemna wrogość i pogarda między nimi wypełniła powietrze. Zrobiło się duszno i ciężko.

To spowodowało, że opadli z sił.

I wtedy Pierwszy przypomniał sobie sposób w jaki trawy szeptały o zaproszeniu

do Spotkania i wypowiedział to, jeszcze trochę zdumionym, ale już zdecydowanym tonem.

- Jestem serdecznie zaproszony.

-Ja też! –wykrzyknął Drugi, bo dopiero teraz to do niego dotarło.

W powietrzu zrobiło się lżej. Powiał łagodny, orzeźwiający wiatr.

-To idziemy!  

Zdecydowali obaj i ruszyli w drogę.

Kiedy uszli już kawałek, zaczęli zastanawiać się jak powinni się zachować, żeby dobrze wypaść na tym Spotkaniu. Wymyślali sposoby jak ukryć swoje negatywne uczucia i jak pokazać się tylko z pozytywnej strony. Chcieli spodobać się Temu Który Jest.

I wtedy znowu usłyszeli szelest traw :

- Ta ścieżka prowadzi do Spotkania w prawdzie.

Spojrzeli jeden na drugiego zawstydzeni. W głębi swoich serc wiedzieli, że Ten Który Jest pragnie spotkania z każdym z nich, a nie z kimś nieistniejącym kogo chcą udawać.

Drugi odezwał się do Pierwszego:

-Pierwszy, chcę dalej iść na Spotkanie taki jaki jestem, z tym co we mnie dobre i złe, z tym co naprawdę czuję. Nie będę udawał. Chcę, żeby ten Który Jest spotkał naprawdę mnie.

Pierwszy tylko kiwał głową potwierdzając każde słowo swojego towarzysza.

-Ja też tak chcę. Tylko kiedy dojdzie do Spotkania i stanę przed Nim taki jaki jestem, to czy On mnie nie odrzuci?

Drugi odpowiedział dopiero po dłuższej chwili milczenia

-Myślę, że Ten Który Jest zawsze jest Sobą. Nie będzie niczego udawał wobec nas.

 I spotkamy Go takim jakim jest.

Ścieżka, którą szli, powoli doprowadziła ich do miejsca Spotkania.

I wtedy Pierwszy usłyszał, że nie jest pierwszy.

I wtedy Drugi usłyszał, że nie jest drugi.

- Mój Jedyny!

Usłyszał każdy z nich.

 Jolanta Bajcer

bottom of page